Wibracje Trójstyku
Wibracje Trójstyku
Informator Kulturalny
Tripoint Vibez to cykl obwoźnych, niszowych, klubowych dyskotek. Wydarzenie, które odbywa się w różnych miejscach Trójstyku i od samego początku łączy wszystkich miłośników tańca i basowo-dubowych brzmień. Mieszają się tu narodowości i zawierają przyjaźnie, wszystko bez podziałów na kraje i nacje. Każdy jest mile widziany. Zupełnie oddolny, szalony projekt stał się wizytówką Trójstyku i jego energii. Coś, czego nie udało się zrobić urzędnikom Grzegorz Dusza rozkręcił wzorowo. Bez unijnych pieniędzy i projektów.
Magda Kościańska: Skąd się wziął Tripoint Vibez?
Grzegorz Dusza (Tripoint Vibez): Zacząłem to robić ponad 2 lata temu, pomyślałem wówczas, że niewiele dzieje się na Trójstyku w sferze tego typu gatunków muzycznych i że można by to zmienić. Mam swój sound system, zawsze chciałem grać taką muzykę i przybliżać ją najróżniejszym społecznościom. Przy tym, potraktowanie Trójstyku jako jedności a nie czegoś podzielonego na 3 część daje zupełnie nowe możliwości. Miałem taki pomysł, żeby działać na tym terenie, tak jakby to było jedno miejsce. Zdecydowaliśmy więc z grupą znajomych, że spróbujemy. I tak pierwszą edycję zrobiliśmy w Grosshennersdorfie, w małej wsi koło Zittau, w małej knajpce, która wówczas zgromadziła 120 osób. To był sygnał, że potencjał jest ogromny i trzeba iść za ciosem.
MK: Czy ta pierwsza impreza już była międzynarodowa?
GD:
Staram się nie używać słowa „międzynarodowa”, granice są narysowane na mapie, są to osobne państwa, ale jeśli ktoś się tu wychował i całe życie obracał się pośród tych kresek na mapie to po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że te kreski są de facto tylko na mapie, a nie między ludźmi. Na pierwszą edycję przyjechali słuchacze z Bogatyni, Zgorzelca, Pragi, Liberca i z okolicy tej wsi. Zgromadziło się sporo młodzieży, co było bardzo obiecujące, ponieważ był to dowód, że wśród młodszych ode mnie także jest zainteresowanie muzyką nie tylko głównego nurtu. Założenie od samego początku było takie, że będzie to obwoźna, alternatywna dyskoteka, "muzodajna" inicjatywa. Od początku planowałem granie w Grosshennersdorfie, Görlitz, Bogatyni czy Libercu, bo od początku chodziło o to, aby ogrywać wszystkie strony, aby zainteresować wszystkich ludzi, którzy mieszkają koło siebie, którzy mogą przeżyć coś wspólnie. Co ciekawe na 2. i 3. edycji pojawili się ludzie z 1. edycji, którzy "załapali" i uczestniczą w kolejnych, ostatnio byli nawet na 15 edycji.
MK: Wydarzenia Tripoint Vibez są wyjątkowe również dlatego, że zapraszasz wszystkich, ponieważ każdy opis jest w 4 językach.
GD: Zawsze pisałem w 4 językach, wydaje mi się, że mieszkając na Trójstyku głównie posługujemy się niemieckim, czeskim i polskim ale biorę pod uwagę też to, że mogą być tutaj ludzie, którzy nie znają żadnego z tych języków a chcieliby przyjechać, staram się informować na takim poziomie żeby każdy mógł się dowiedzieć więcej i skorzystać.
MK: To jak się komunikujesz z ludźmi wygląda bardzo naturalnie, nikt nie jest pominięty, nikt nie jest ważniejszy lub mniej ważny. W zasadzie wygląda to tak, że nie wiadomo, czy jest to inicjatywa czeska, polska czy niemiecka.
GD: Nie ma to dla mnie znaczenia jakiej jestem narodowości, nie obnoszę się z tym. Jestem mieszkańcem Trójstyku i to jest moja mała ojczyzna, jestem lokalnym ale wielkim patriotą. To jest coś naturalnego i sądzę, że jesteśmy ogromnymi szczęściarzami, bo nie ma takich wielu miejsc na ziemi. Tutaj 3 kultury, 3 języki i 3 granice się stykają, ale nade wszystko przenikają. Dla mnie naturalne było to, żeby z tego korzystać a nie się tym martwić.
MK: Kim są goście, których zapraszasz do Tripoint Vibez?
GD: Pierwsze edycje były oswajaniem się publiczności z tego rodzaju graniem; byli lokalni artyści, a ostatnio zaprosiłem sound system z Jablonca, producenta z Wrocławia i z Berlina. Więc na Trójstyku jest zawsze kolorowo. Zawsze też otwarcie piszę, ze zapraszam wszystkie osoby niezależnie od tego z której części Trójstyku pochodzą, klasycznie "All tribes welcome".
MK: Przez te lata Tripoint Vibez ewaluowało? Coś się zmieniło?
GD: Motywem przewodnim jest muzyka dubowa, basowa, z okolicy reggae w wymiarze cyfrowym, ale taneczna. W tej kwestii nic się nie zmieniło. A co się zmieniło? Zasięg. Obserwując statystki w mediach społecznościowych jest to w zależności od edycji nawet po kilkanaście tysięcy osób, które otrzymują informację o Tripoint Vibez. Nie sądziłem, że do tylu osób można dotrzeć, robiąc coś na jednak lokalną skalę.
MK: Kim są ludzie Tripointu?
GD: To zależy od wydarzenia, bo jak zmieniamy lokalizację to wchodzą nowe osoby do współpracy. Średnio jest to 4-5 osób bez których nie może się odbyć wydarzenie, bo są to ludzie odpowiedzialni za sprawy techniczne, dźwięk, noszenie nagłośnienia. Jest to grupa osób z różnych części Trójstyku, zewsząd, można by rzec.
MK: Czy widzisz podziały i różnice między ludźmi, którzy spotykają się na twoich wydarzeniach?
GD: Zupełnie nie. Ale może ja już się tak bardzo przyzwyczaiłem do tego, że tu jest tak różnorodnie. Nie mam też czegoś takiego, że przyglądam się i szukam różnic. Uwielbiam za to ten moment, kiedy rano w Wolimierzu, bo tam zwykle po sesji soundsystemowej śpimy, widzę znajomych z Liberca którzy umawiają się na kolejne spotkania ze znajomymi z Drezna, Görlitz czy ze Zgorzelca. To według mnie najlepsze do czego może prowadzić Tripoint Vibez, do tych kontaktów, spotkań, zawiązywania znajomości. Te historie zaczynają się na Tripoincie i żyją swoim życiem dalej.
MK: A stereotypy funkcjonują w twojej ekipie? Na twoich imprezach?
GD: Gdybym w ogóle o tym myślał, to może bym się doszukiwał. Jak powiem, że nie ma, to chyba nie skłamię. To jest też kwestia tego jakie zadaje się pytania, bo gdyby spytać: Co sądzisz o tej czy innej narodowości, to może zaczęłyby wysypywać się różne przykłady, ale jeśli nie zadaje się takich pytań, tylko szuka pytań pojednawczych, to wtedy okaże się, że mamy więcej wspólnego niż różnic, więcej nas jednak łączy niż dzieli.
MK: Tripoint Vibez to zatem wzorowy przykład integracji między ludźmi z różnych krajów, integracji oddolnej. Stworzyliście coś, co nie udaje się instytucjom, które czasem na siłę próbują nas połączyć.
GD: Czasami koncentrowanie się na mówieniu o integracji zajmuje więcej niż rzeczywista integracja, ja bardzo nie lubię słowa „integracja” staram się go w kontekście naszych wydarzeń nie używać, bo ono jest niepotrzebne. Wydaje mi się, że jeśli stworzy się ludziom warunkido tego żeby mogli się spotkać i zrobić coś wspólnie to nie
trzeba używać słowa „integracja”, bo nawet nienazwana i tak się samoczynnie odbywa.
MK: Wszędzie na Trójstyku czujesz się jak u siebie?
GD: Wychowałem się w Bogatyni. W Niemczech mieszkam od 6 lat, w Czechach nie mieszkałem ale spędzałem jako dziecko popołudnia na basenie w Kunraticach, spotykałem się z dobrymi ludźmi i w każdym z tych miejsc czuję się bezpiecznie. Zdarza się że jednego wieczora jedziemy na wernisaż do Zittau a 2 godziny później do Jablonca na soundsystemową imprezę, to wszystko oddzielone od siebie 30 minutową jazdą. Mamy nieograniczony dostęp do tych wspaniałych rzeczy. Trójstyk to jedna wielka aglomeracja połączonych ze sobą
ośrodków czy to kulturalnych czy rekreacyjnych. Korzystam z tego i wszędzie czuję się jak w domu.
MK: Tripoint Vibez ma jeszcze jeden ciekawy element. Jedynymi sponsorami są sami uczestnicy.
GD: Tak, wygląda to jak typowa zrzutka, żeby opłacić salę, opłacić sprawy formalne, związane z organizacją imprez, nie nawiązujemy współpracy z żadną instytucją, urzędami, organizacjami, nie chcemy żeby to się stało polityczne, żeby przez przypadek żadna ze stron nie próbowała tego przeciągnąć na swoją stronę. To są wibracje Trójstyku, takie jakim ON jest.
MK: Czy Twoje imprezy mają przesłanie? Czy o coś w nich chodzi?
GD: Zawsze jest bieżący komentarz do sytuacji, nie można przechodzić obojętnie obok zła. Ostatnio zaprosiliśmy panie z Ukrainy, które przygotowały jedzenie i je sprzedawały, chociaż tak mogliśmy pomóc. Dla nas ważne są
spotkania, żeby poczuć jedność z drugim człowiekiem, żeby nie być samemu z tymi wszystkimi problemami, sprawami. Aspekt rozrywkowy jest nie mniej ważny, bo taniec jako forma ruchu to droga do uspokojenia i poradzenia sobie z różnymi problemami. Niech to właśnie będzie przesłaniem Tripointu – żeby się spotkać i poprzeżywać wspólnie, to co akurat nas zajmuje..
MK: Wymarzone miejsce do grania to?
GD: Oczywiście Trójstyk Granic, jako dopełnienie i spełnienie, teren gdzie te trzy paski z mapy się przecinają. Fajnie byłoby zrobić tam festiwal a jeślinie, to może uda się któregoś popołudnia po prostu tam pograć.