Dom, gniew i trauma
Dom, gniew i trauma
Górne Łużyce w okresie transformacji
»(tekst mocno skrócony)«
Wielu Saksończyków jest dziś bardzo rozgniewanych. Najpierw problem z migracją, teraz Corona. Saksonia pojawiła się nawet w amerykańskich wieczornych wiadomościach. Przedmiotem tego tekstu jest pytanie, co się dzieje w Saksonii i w jakim kierunku ona zmierza.
Na początku nieprzyjemne pytanie: Czy wszystko działo się zbyt szybko?
Po upadku komunizmu wielu z nas zapragnęło innego życia. Ale to, co się wtedy wydarzyło, było "podwójnie inne". Nowe życie zaczęło się zgodnie z oczekiwaniami (lepsze samochody, podróże, towary itp.). Jednak poza podróżami i zakupami mało kto wiedział, jak właściwie funkcjonują nowe czasy. Tylko nieliczni przewidywali, że szybkie zjednoczenie przyniesie również niepożądane skutki – ale ci nie znaleźli posłuchu.
To całkiem normalne, że w życiu pragnie się jednej rzeczy, a dostaje się coś innego. To może być dla nas oczywiste z racjonalnego punktu widzenia, ale emocjonalnie my, Niemcy Wschodni, jesteśmy w większości skierowani na stany idealne. Socjalizm charakteryzował się ideą, że będąc częścią wspólnoty narodowej lub realnie istniejącą społecznie osobą, jest się na drodze do raju idealnego państwa społecznego. Trudy drogi były chętnie lekceważone - jak wiadomo, aż do zupełnego zatracenia rzeczywistości. I tak, ta utrata rzeczywistości była również celebrowana zbiorowo. Uczestniczyliśmy, musieliśmy uczestniczyć, tak nam powiedziano. Wiedzieliśmy dokładnie, co wolno, a czego nie wolno mówić w danym miejscu – i co trzeba mówić, jeśli było się w zasięgu słuchu urzędników lub nieoficjalnych funkcjonariuszy lub jeśli miało się wziąć udział w jednej z publicznych uroczystości.
Powrót do tego, czego mogliśmy chcieć: Może to być szczególnie trudne, gdy wiemy tylko to, czego nie chcemy, a mamy tylko niewyraźny obraz tego, czego chcemy. Być może najłatwiej mieli ci Niemcy Wschodni, którzy wiedzieli, czego chcą, i wyjechali. Pozostaje pytanie, co się stało z tymi, którzy zostali.
Ojczyzna i afekt
NRD w żadnym wypadku nie była "ojczyzną", za którą lubi się ją uważać. To pojęcie ojczyzny jest zbiorową projekcją "wspólnoty afektywnej", która w żadnym wypadku nie obejmuje wszystkich Niemców wschodnich, ale ich niemałą część. Jako antidotum można przywołać fakty z tamtych czasów: Wyobraźmy sobie zimowy poranek w Görlitz pod koniec lat osiemdziesiątych. Trzeba wcześnie wyjść z domu. W powietrzu unosi się charakterystyczny zapach spalonych brykietów z węgla brunatnego. Sąsiad próbuje założyć tekturę w masce samochodu, co nie zawsze jest łatwe, kiedy panują ujemne temperatury. Przechodzisz obok bardzo zniszczonych fasad na przystanek tramwajowy. I tak dalej. Czy to wystarczy? W razie wątpliwości warto obejrzeć filmy dokumentalne z epoki przełomu. NRD już od jakiegoś czasu była osłabiona, gdy w 1989 r. nastąpił jej upadek. Ale członkowie tej "afektywnej wspólnoty" nie chcieli o tym rozmawiać, a każdy argument, który pojawia się z "faktami", jest postrzegany był jako pouczenie i nie pomagał.
Co się wydarzyło po zmianie kursu?
W zasadzie można było wówczas zaobserwować cztery główne wzorce reakcji na upadek komunizmu i czas po nim: ucieczka - jak już wspomniałem, byli tacy, którzy wyjechali, aby mieć odpowiednio bardziej zróżnicowane lub lepsze możliwości gdzie indziej.
Nowe czasy? Jakie nowe czasy? W przeciwieństwie do nich było sporo osób, które mniej lub bardziej od samego początku nie chciały mieć nic
wspólnego z "nowymi czasami". W wielu badaniach "nostalgicy z NRD" od dawna stanowią raczej niewielką, ale stabilną grupę. Dość wysoki udział w wyborach dzisiejszej Partii Lewicy i jej poprzedniczek w landach wschodnioniemieckich na przestrzeni dziesięcioleci również mówi sam za siebie. Ostatnio udział tych wyborców znacznie się zmniejszył, co można interpretować jako znak, że grupa ta jest obecnie raczej niewielka i w końcu zniknie – co nie oznacza, że znikną również romantyczne uczucia związane z NRD. Wręcz przeciwnie: obecnie pewna popularyzacja produktów z NRD (np. motorowerów) wygląda jak renesans NRD-owskiej nostalgii. Obawiam się jednak, że tutaj sytuacja uległa zmianie.
Przekroczone poczucie niższości
To, co dla jednych może być nieszkodliwym renesansem kulturowym (np. większe grupy głównie dość młodych kierowców S50 w weekendy), dla innych ma głębsze, bardziej uczuciowe, a przez to bardziej emocjonalne lub, w skrajnych przypadkach, nawet bardziej agresywne znaczenie: trzymanie się wschodnich Niemiec jest w skrajnych przypadkach jak trzymanie się normy, która mówi, że wolisz "umrzeć stojąc" niż "żyć klęcząc". Jest to reakcja na " poczucie niższości": reinterpretuje się przeszłość w taki sposób, że staje się ona pozytywnym elementem kształtującym tożsamość. NRD jawi się teraz jako coś, czym nigdy nie była - a jednocześnie jest się wściekłym na to, co po prostu jest.
Jak bardzo byłbyś zły, gdyby rzeczywiście NRD nadal istniała?
Dla przedstawicieli tego ducha zbawienne byłoby następujące pytanie: Jak bardzo byłbyś wściekły, gdyby rzeczywiście NRD nadal istniała? Jak wielka byłaby wtedy twoja tęsknota za tym, co mamy teraz? Ale oczywiście nie można zadawać takich pytań ani na nie odpowiadać, nie biorąc pod uwagę obecną dynamikę afektu, zwłaszcza w Saksonii. Pomiędzy tymi dwoma biegunami (lewica i nostalgiczne patrzenie w przeszłość) znajdują się ci, którzy zrozumieli zwrot jako początek czegoś nowego i zostali. Brzmi to dziwnie, jakoś negatywnie: "...i zostali". Kiedy coś piszesz, mówisz też coś o sobie. Tak, ja też zostałem. Nawet z przyjemnością. Albo, jeśli chcesz to ująć w ten sposób: Wróciłem po kilku latach spędzonych za granicą. Czy taki powrót rzeczywiście zmienia poglądy? To trzeba by naprawdę sprawdzić. W każdym razie miała to być zdecydowanie najliczniejsza z opisanych dotychczas grup: tych, którzy chcieli i w końcu mogli. Grupa ta nie była bynajmniej jednorodna. Byli tu "jakoś wszyscy" – młodzi i starzy, z dala od systemu lub blisko niego, optymistyczni lub pesymistyczni, pro-obcokrajowcy lub anty-obcokrajowcy, pobożni lub ateistyczni, na początku raczej otwarci lub sceptyczni.
Sukces czy rozczarowanie?
Życie toczy się do przodu, a rozumie się je do tyłu (według Sörena Kierkegaarda), dlatego ta duża i niejednorodna grupa podzieliła się później na tych, którzy mieli nadzieję i odnieśli sukces, oraz na tych, którzy mieli nadzieję, ale później się rozczarowali.
Ale czym właściwie jest "sukces"? Skupienie się na sukcesie ekonomicznym byłoby oczywiste. Czy ktoś odniósł sukces jako przedsiębiorca, pracownik lub menedżer? W Niemczech Wschodnich w latach dziewięćdziesiątych było to rzeczywiście egzystencjalne pytanie: Czy mam przyzwoitą pracę? To pytanie zdruzgotało niejedną biografię.
Prowadziłoby to do pytania, czy udało się odegrać ważną rolę w świecie po zjednoczeniu - co należałoby poszerzyć, poza sukcesem ekonomicznym, na przykład o sztukę czy rodzinę. Można odnieść sukces jako rodzic lub artysta, ale nie musi to mieć zauważalnego wpływu na finanse.
Optymistycznie czy pesymistycznie?
Oznacza to, że nie należy pytać tylko o sukces, to pytanie trzeba pogłębić. Moim zdaniem prawdziwe pytanie powinno brzmieć: czy ktoś pozostał optymistą w okresie przejściowym, czy też rozczarował się lub w jakiś inny sposób zbliżył się do pesymizmu. Jedno z wielkich pytań w życiu – w sensie naukowym: jedna z istotnych zmiennych wpływających na zadowolenie z życia – brzmi: Czy masz nadzieję w odniesieniu do własnego życia, czy nie?
Tutaj indywidualne oczekiwania i odpowiadające im dziedzictwo odgrywają taką samą rolę jak możliwości społeczne, ekonomiczne i polityczne. Postrzeganie możliwości" jest zmienną raczej indywidualną, podczas gdy zmienne "determinujące rzeczywiste możliwości" mają charakter bardziej społeczny lub polityczny: Na przykład, mogę mieć wysokie lub niskie oczekiwania co do mojego sukcesu w wolnym społeczeństwie (na przykład w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej) lub mogę mieć takie same oczekiwania co do mojego sukcesu w państwie, które oferuje niewiele (na przykład w Bośni i Hercegowinie) lub nie oferuje żadnych wolnych możliwości (na przykład w Afganistanie).
Załóżmy, że odpowiednie oczekiwania mogą prowadzić do sukcesu w Niemczech, ale te możliwości rozkładają się różnie w zależności od regionu (miasto kontra wieś, a tak: także zachód kontra wschód).
Dobre intencje nie zapobiegają złym sytuacją
Jeśli teraz założymy, że po przełomie wiele osób, które miały wysokie oczekiwania, wyjechało, a także jeśli przyjmiemy, że statystycznie fakt, iż Wschód został w zasadzie "kupiony" i "przejęty" (wysokie świadczenia socjalne w połączeniu z wysokim wskaźnikiem przejmowania wschodnioniemieckich struktur gospodarczych przez firmy z Zachodu), doprowadził do znacznego niedoreprezentowania Niemców Wschodnich w strukturach kierowniczych, i jeśli założymy, że wielu wschodnioniemieckich " przedstawicieli stanu średniego" (który przed zjednoczeniem był de facto synonimem rzemieślnika lub sprzedawcy detalicznego) musiało najpierw nauczyć się nowych technik kulturowych (oferty, negocjacje cenowe z odpowiednią strategią i taktyką, a nie przede wszystkim o "relacjach" czy "zaufaniu"), to staje się jasne, jak duża była to luka – i jak szybko została ona wypełniona przez zachodnioniemiecką kadrę kierowniczą, urzędników zajmujących się importem itp.
Polityczne marzenie, które większość ludzi pragnęła lub przynajmniej popierała, szybko zamieniło się w rynek możliwości ekonomicznych i politycznych – początkowo w konkurencji z tymi, którzy czekali w kolejce i nie mieliby takich możliwości na Zachodzie.
Być może tak właśnie dzieje się, gdy ktoś - w dobrych intencjach – "kupuje" lub "przejmuje" kraj: Pomaga to na krótką metę, ale w dłuższej perspektywie pojawia się co najmniej "kac" i odpowiednio zły nastrój.
wersja mocno skrócona
Komentarz redakcji
Psycholog i pisarz Jörg Heidig jest znany ze swojego krytycznego spojrzenia i stawiania kłopotliwych pytań na temat społeczeństwa. W swojej niedawno wydanej książce zajmuje się rozwojem sytuacji w swojej ojczyźnie, Saksonii Wschodniej, a zwłaszcza rozdźwiękiem społecznym, który w dzisiejszych czasach staje się coraz bardziej widoczny.
Analizuje dogłębnie nie tylko to, co się dzieje, ale też sięga daleko w przeszłość. Nie ma bowiem prostej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak wielu Sasów jest dziś tak wściekłych. Migracja, Corona, a obecnie wojna na Ukrainie – to nie są przyczyny, ale raczej tematy, na których wyładowuje się niechęć, oburzenie, a czasem głęboko odczuwana nienawiść. Przyczyny tych irytujących wypowiedzi są starsze niż obecne kryzysy.
Wielu Niemców Wschodnich, a zwłaszcza wielu Saksończyków – twierdzi Heidig – reaguje na obecne wyzwania emocjami z przeszłości. Ponadto pojawiają się kryzysy związane z ograniczeniami i zmianami, których przezwyciężenie stawia przed społeczeństwem dodatkowe wymagania.
Książka nie przedstawia optymistycznego obrazu ani nie oferuje szybkich rozwiązań w zakresie odzyskiwania spójności społecznej. Heidig zadaje jednak właściwe pytania i prowadzi do debaty, w której musi wziąć udział jak najwięcej osób, jeśli chcemy odzyskać spójność społeczną. Jego tekst stanowi doskonałą podstawę do nawiązania rozmowy z innymi. Książka zachęca nas też do kwestionowania naszych własnych stanowisk i opinii.
Dlatego też chcielibyśmy wykorzystać ten tekst jako okazję do nawiązania dialogu z naszymi czytelnikami, do zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi oraz rozwiązań dla wspólnej przyszłości.
Jörg, wspomniałeś o braku zrozumienia dla demokracji w Niemczech Wschodnich jako jednej z przyczyn frustracji ludzi. Czy nie zdążyliśmy się tego nauczyć w ciągu ostatnich 30 lat?
Myślę, że przesadą jest zakładać, że istnieje powszechny brak zrozumienia dla demokracji. Sądzę, że część mieszkańców Wschodu ma różne oczekiwania wobec państwa. Pod pewnymi względami wiele osób wolałoby, aby państwo pozostawiło je w spokoju, co widać wyraźnie w przypadku przepisów Corony; w innych przypadkach ludzie chcą, aby państwo było znacznie silniejsze, na przykład w kwestii migracji. Z daleka może się to wydawać ambiwalentne, ale z perspektywy wschodnioniemieckiej takie nie jest, ponieważ państwo nie może już nic dobrego zrobić dla części obywateli. Staje się to możliwe, gdy zrozumie się, co stało się po przełomie. W tym czasie większość ludzi była świadoma tego, czego już nie chce, ale jednocześnie miała tylko powierzchowne wyobrażenie o tym, co może dostać. Niektórzy poradzili sobie z nowymi warunkami i odnieśli sukces, inni byli rozczarowani. I chociaż przejęcie przedsiębiorstw wschodnioniemieckich przez przedsiębiorstwa zachodnioniemieckie, wysokie świadczenia socjalne czy duże sumy na odbudowę Wschodu miały dobre intencje, to jednak wywołały w ludziach poczucie niższości. W tym samym czasie Niemcy Wschodnie nie tylko przystąpiły do Republiki Federalnej, ale od tego czasu całe społeczeństwo bardzo się zmieniło. Ponadto znaczenie edukacji politycznej było bardzo niedoceniane, przynajmniej w Saksonii. W rezultacie wielu ludzi, nie wszyscy, ale znaczna część społeczeństwa, reaguje na aktualne wyzwania społeczne emocjami z przeszłości. Część naszych socjalistycznie uformowanych dusz nigdy nie dotarła na Zachód i teraz nieświadomie wyciąga z kapelusza inne pomysły na porządek. Dlatego część ludzi jest tak entuzjastycznie nastawiona do Putina. Dystans niektórych do państwa jest obecnie tak silny, zwłaszcza w Saksonii, że rządy mogą robić, co chcą, i nic nie będzie z tego, co zrobią,dobre. Dlatego wydaje się to tak ambiwalentne. Ludzie chcieliby znów mieć porządek. Wieczne dyskusje, relatywizowanie i brnięcie przez jeden kryzys za drugim jest dla wielu ludzi nie do zniesienia, a ich odpowiedzią są alternatywne pomysły na porządek - nieświadomie zasilane wartościami ukształtowanymi w młodości w czasach socjalizmu.
Socjalizm kształtował ludzi przede wszystkim w kierunku państw idealnych. Ludzie byli na drodze do stania się idealnymi socjalistami. Zapomina się o tym, że wszystko to było nieprawdą, a nawet miało wymiar kryminalny. Emocje, z jakimi ludzie reagują na odczuwany dziś nieporządek, wynikają z wyobrażeń o porządku, jakie ukształtowały się w tamtym czasie.
Z jednej strony podniosły się głosy za wolnością i przeciwko systemowi. Z drugiej strony, piszesz, że istnieje zapotrzebowanie na silnego przywódcę na szczycie. Jak to wszystko ze sobą harmonizuje?
W 1989 r. ludzie słusznie domagali się wolności, także i przede wszystkim w Saksonii. Ale wolność wymaga od ludzi bardzo wiele. Można to sobie wyobrazić mniej więcej tak: Po przełomie byli tacy, którzy zaakceptowali wolność i odnieśli sukces, ale byli też tacy, którzy nie radzili sobie dobrze z "nowymi technikami kulturowymi". Byli też tacy, którzy zupełnie się odwrócili. Niezależnie od tego, w którą stronę się poszło, w pewnym momencie pojawiło się poczucie niższości. Nie byli też tak dobrze przygotowani jak ludzie z Zachodu, którzy mieli odpowiednie kwalifikacje do objęcia nowych stanowisk na Wschodzie. Trwało to dłużej, ludzie mieli dłuższą drogę, musieli walczyć o zdobycie w miarę dobrze płatnej pracy itd. Oczywiście była wolność podróżowania i nowe samochody, oczywiście była też odbudowa Wschodu i świadczenia socjalne. Ale wielu Niemców wschodnich zatrzymało się gdzieś po drodze i zaczęło się rozglądać: To nie był jednak ich kraj. Zaczęli więc rozmawiać o "starym kraju" i o tym, co było wtedy inne. Ludzie czuli się coraz bardziej wyobcowani, nie tylko w odniesieniu do "nowych technik kulturowych", których nauczyli się na tysiącach szkoleń podczas poszukiwania pracy, ale także w odniesieniu do nowych kwestii społecznych (debata na temat płci, prawodawstwo UE itp.). A potem w części populacji wydarzyło się coś, co czyni dzisiejszy gniew wiarygodnym. W twarzach tych uchodźców, którzy w 2015 roku krzyczeli "Niemcy, Niemcy", można było rozpoznać nadzieję, którą kiedyś samemu się miało, ale która zamieniła się w przynajmniej częściowe rozczarowanie. Takie rzeczy wywołują w ludziach gniew: "Ludzie na górze powinni najpierw odpowiednio zadbać o mieszkańców swojego kraju, zanim wpuszczą tylu nowych ludzi! Poczucie niższości nie wynika z pojedynczego wydarzenia, lecz z wielu różnych doświadczeń, ale jest to uczucie, które towarzyszy wielu ludziom najpóźniej od 2015 roku. A co się dzieje, gdy ktoś jest zły i przynajmniej wątpi w polityczne realia, jakie są? Ludzie pamiętają to, co jeszcze mają, czyli wyobrażenia o porządku, które wpajano im w młodości. To wyjaśnia tęsknotę za silnym mężem stanu. Wolność nie była tak naprawdę wyuczona. Nagła konieczność pogodzenia się z warunkami panującymi po upadku komunizmu również była dla wielu bardzo trudna, na przykład byli pracodawcy, którzy traktowało swoich pracowników na Wschodzie bardzo nieżyczliwie. A teraz żyjemy w społeczeństwie, które jest wolne, ale które nas rozczarowało i którego kultura pozostała dla nas obca, przynajmniej częściowo. To rozczarowanie i obcość nie są jedynymi reakcjami na wolność, ale są one powszechne wśród wielu Niemców Wschodnich, czasem silniej, czasem słabiej. Paradoks polega na tym, że własne reakcje na wolność, tj. rozczarowanie, obcość i poczucie niższości, zasłania się ponownym wołaniem o wolność. Ludzie odrzucają demokrację, domagając się wolności, ale tęskniąc za porządkiem i "mocnymi warunkami".