Cichy obserwator na pograniczu
Cichy obserwator na pograniczu
»Wywiad z reżyserem Andreasem Voigt«
Projekcja filmu w Kunstbauerkino Großhennersdorf w piątek, 11.02., godz. 20.00.
Spotkanie z reżyserem Andreasem Voigtem, po którym odbędzie się dyskusja i projekcja filmu w sobotę 12.02. o godz. 20.00.
Filmowiec Andreas Voigt podróżuje po świecie jako niezależny reżyser i wykładowca filmowy. Do Polski ma specjalny stosunek – jako do państwa, które „zrobiło” z niego tę osobę, którą jest dzisiaj. W poprzednim roku świętował premierę swojego nowego filmu dokumentalnego „Pogranicze”, (Grenzland), za który otrzymał na tegorocznym Nyskim Festiwalu Filmowym Nagrodę Specjalną. Patrick Weißig rozmawiał dla 3mag z Andreasem Voigt o jego pracy, stosunkach z Polską i spojrzeniem na Europę.
W swoim filmie „Grenzland" (Pogranicze) kontynuujesz wątek filmowy z 1992 roku, kiedy to przedstawiałeś ludzi i przyrodę wzdłuż Odry i Nysy. Dlaczego ważne było dla Ciebie, aby ponownie wyruszyć w tę podróż prawie trzydzieści lat później? Powodem jest mój szczególny, osobisty związek z Polską. Kiedy miałem 19 lat, mieszkałem i studiowałem fizykę w Krakowie, co wywarło na mnie ogromny wpływ. Na początku lat 80-tych Polska była najbardziej pluralistycznym krajem w bloku wschodnim, sposób, w jaki ludzie traktowali się nawzajem był liberalny, widziałem w Polsce zachodnie filmy, których nigdy nie mógłbym zobaczyć w NRD, był wspaniały jazz, nowoczesny teatr, olśniewające spojrzenie na życie. To wszystko zrobiło ze mnie tę osobę, którą jestem dzisiaj. I tak krótko po 1990 roku chciałem „mój kraj” filmowo odwiedzić – wtedy, kiedy obóz socjalistyczny upadł, nikt nie wiedział, jak potoczą się losy tych krajów. Tamte czasy chciałem opisać w moim filmie, zatrzymać je w pamięci. Po latach chciałem wiedzieć, co tam się teraz dzieje i pomyślałem: „muszę tam pojechać”. Co interesuje Cię w Polsce? Lubię sposób, w jaki ludzie w tym kraju odnoszą się do siebie, jest on zupełnie inny. W Niemczech wszystko ma swój porządek – w Polsce odczuwa się raczej pewną dwoistość. To bardzo skomplikowane państwo, ale jednocześnie jest tam wszystko możliwe. Podczas gdy my, Niemcy, mamy czasem tendencję do bycia ospałymi, Polacy mają pewną łatwość – spontanicznie zaczynają i „robią” po prostu. Ciekawe jest również, że Polaków można spotkać na całym świecie – byli oni często zmuszeni na nowo się odnaleźć i zrobili to zaskakująco dobrze. Jesteś w Polsce uznany za „niemieckiego” filmowca albo narodowość nie odgrywa żadnej roli? Kiedy ktoś umie po polsku, jak ja, jest odbierany naturalnie zupełnie inaczej – porozumienie w ojczystym języku ułatwia dotarcie do ludzi. Z tego względu nie jestem traktowany jako „niemiecki” filmowiec. |
Biorąc pod uwagę dystans, jaki dzielił Twój pierwszy i drugi film o życiu nad granicznymi rzekami - co najbardziej zmieniło się w tym czasie? Co Cię może nawet zaskoczyło?
Krajobraz, także wsie i małe miasteczka zmieniły się w Polsce i Niemczech diametralnie. Dużo pieniędzy zainwestowano w infrastrukturę. Zmiany dotknęły nie tylko to, co widoczne gołym okiem. Odbieram ten kraj jako kraj dla „pionierów”. Dla tych, którzy tu teraz mieszkają i próbują coś „innego”. To było dla mnie częściowo zaskoczeniem.
Oczywiście dziś po niemieckiej stronie granicy również wielu młodych ludzi emigruje. Jednocześnie, np. w okolicach Szczecina, są w Niemczech małe wioski, które "żyją" tylko dlatego, że mieszkają tam teraz Polacy, a ich dzieci chodzą do szkół i przedszkoli. Na tym polega zaleta Europy. Nie można było tego przewidzieć, kiedy robiłem swój pierwszy film w 1991/92 roku.
We wrześniu tego roku odbył się pokaz Twojego filmu podczas Nyskiego Festiwalu Filmowego w Sieniawce (Pl). W pubie gospodarstwa agroturystycznego „Zielone Wiosła”, na dużym ekranie i z bardzo ciekawą publicznością. Po zakończeniu filmu wdałeś się w rozmowę z gośćmi, po polsku oczywiście. Jak odbierasz takie rozmowy?
Bardzo pozytywnie. Publiczność dokładnie zrozumiała i czuła, co jest w moim filmie ważne. Odbyliśmy poważną i konkretną rozmowę. To było bardzo przyjemne doznanie. Niestety, do tej pory był to jedyny pokaz mojego filmu w Polsce (oprócz Festiwalu w Krakowie). Mam nadzieję, że ten film będzie jeszcze po polskiej strony częściej wyświetlany.
W recenzji w „Zeit" napisano m.in.: „Andreas Voigt jest mistrzem mówionej miniatury. Jego największymi darami są cierpliwość i empatia. Otwiera się na tzw. małych ludzi", myślę, że ten opis trafia w sedno. Jak udaje Ci się to robić, jak nawiązujesz rozmowę z ludźmi?
Najważniejszą rzeczą jest dobry wywiad. Muszę znaleźć ludzi i porozmawiać z nimi. Oni opowiadają ich historię, ale najważniejsze jest, jak to robią – powinni opowiadać emocjonalnie. Jako dokumentalista nie mam przed kamerą żadnych aktorów, ale gdy tylko kamera zaczyna się kręcić, bohaterowie również „grają", wcielają się w siebie i muszą to umieć.
Oczywiście bardzo ważne jest również to, w jaki sposób podchodzę do ludzi. Interesują mnie nie tyle informacje, co emocjonalne aspekty ich życia. To jest pewna umiejętność, której nie można się nauczyć w żadnej szkole filmowej.
Zmiany historyczne w Europie Środkowej i Wschodniej są głównym tematem twoich filmów. Kiedyś tak opisałeś Europę: "Europa jest bardzo dużą szansą, ponieważ opisuje przestrzeń, w której możemy żyć, pracować, mieszkać, kochać i jeździć tam i z powrotem. Nie ma granic, na których musimy się zatrzymać". – Ale właśnie teraz ten brak granic jest kwestionowany w wielu krajach – co obserwujesz w tych debatach?
Po załamaniu się bloku wschodniego świat bardzo się zmienił. Ludzie chcą stabilności w życiu. Ale my wszyscy czujemy, że jej nie ma. Wielu odczuwa strach przed nieznanym. Stoimy przed ogromnymi technicznymi zmianami, a co za tym idzie – także socjalnymi. Do tego dochodzi globalizacja – to wszystko jest dla nas nieznane i wzbudza strach. Rośnie tęsknota za państwem narodowym, które wszystko reguluje i które gwarantowałoby stabilność- nie tylko w Polsce, Czechach czy w USA, także w wielu innych krajach.
Twój film „Pogranicze” cieszy się dużym zainteresowaniem i uznaniem publiczności – krytycy filmowi są zachwyceni, był już pokazywany na wielu europejskich festiwalach filmowych - czy Ty odbierasz to w ten sam sposób?
Tak, jestem bardzo zadowolony z reakcji mediów. Ale „potem" przychodzi "codzienność filmów dokumentalnych" i już nie tak wiele osób zasiada w kinie. Bardzo trudno jest mi dotrzeć do dużej publiczności. Niestety, 100 tysięcy widzów dla filmu dokumentalnego to utopia. Ale ja jestem z nim w drodze, towarzyszę mu, w międzyczasie byłem na całej serii pokazów, w tym w USA. Tam „Pogranicze” było pokazywane m.in. w renomowanym George Eastman Museum.
Jak już wspomniano, Twój film miał już wiele publicznych pokazów – co Cię poruszyło w późniejszych dyskusjach o filmie?
Oczywiście bardzo cieszy mnie głębokie zainteresowanie filmem podczas późniejszych rozmów. Widzowie odbierają bohaterów filmu i ich historie w sposób bardzo emocjonalny.